Tunezja - " samodzielne odkrywanie"
Marcowy wyjazd chciałam poświęcić poznaniu prawdziwej Tunezji. Ponieważ po grudniowej wyprawie zeszłego roku czułam pewien niedosyt, a wrażeń było mnóstwo, postanowiłam na własną rękę odwiedzić ten kraj ponownie. Wyruszyłam na spotkanie z egzotyczną Tunezją, pełną zabytków i niezwykłych miejsc...
Ograniczanie się tylko do strefy turystycznej, nie pozwala na poznanie tego ciekawego kraju. Czy wiedzieliście, że osiem atrakcji turystycznych znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO? Do nich należą m.in. Medyna w Tunisie, Sousse oraz w mieście Kairuan, ruiny w Kartaginie, amfiteatr w El Jem. Można powiedzieć, że dla polskiego turysty to zetknięcie z egzotyką za niewielkie pieniądze. Piękne piaszczyste plaże z łagodnym wejściem do morza, liczne hotele, przyjazne turystom miasteczka i ich mieszkańcy sprawiają, że jest to raj dla rodzin z dziećmi, ale nie tylko.
Podróż rozpoczęłam z Warszawy, wykupując wcześniej bilet na przelot czarterowy, koszt ok. 1200 zł w dwie strony. Tu pojawia się potwierdzenie wcześniejszej informacji na temat indywidualnych wyjazdów. Są zdecydowanie droższe. Za taką kwotę można spędzić 7 dni w hotelu, z wyżywieniem, przelotem i ubezpieczeniem. Ponieważ wykupiłam bilet czarterowy, nie obowiązywała mnie również wiza. Podczas grudniowego wyjazdu poznałam osobę pracującą w lokalnym biurze turystycznym, tak też załatwiłam hotele na miejscu. Rozpoczęłam moją dwutygodniową przygodę :)
Podróż rozpoczęłam z Warszawy, wykupując wcześniej bilet na przelot czarterowy, koszt ok. 1200 zł w dwie strony. Tu pojawia się potwierdzenie wcześniejszej informacji na temat indywidualnych wyjazdów. Są zdecydowanie droższe. Za taką kwotę można spędzić 7 dni w hotelu, z wyżywieniem, przelotem i ubezpieczeniem. Ponieważ wykupiłam bilet czarterowy, nie obowiązywała mnie również wiza. Podczas grudniowego wyjazdu poznałam osobę pracującą w lokalnym biurze turystycznym, tak też załatwiłam hotele na miejscu. Rozpoczęłam moją dwutygodniową przygodę :)
Wylądowałam w Monastirze - lotnisko prawie tak małe jak w Pyrzowicach:) Jednak zdecydowanie w gorszym stanie. Ponieważ chciałam zobaczyć Tunezję od południa po północ, pierwsze 3 dni pozostałam w dzielnicy Monastiru - Skanes. Piaszczyste, dobrze zagospodarowane plaże, sporo hoteli, a w samym mieście znajduje się bardzo ładna marina, twierdza obronna zbudowana w 796 r, oraz mauzoleum pierwszego prezydenta niepodległej Tunezji Habiba Bourguiby. Do centrum można dostać się kolejką turystyczną lub taksówką, które są tu bardzo tanie. Zanim jednak skorzystamy z taksówki, dobrze jest określić cenę za kurs, albo poprosić kierowcę o włączenie taksometru, jeśli oczywiście tego nie zrobi. Taksówkarze są tu jednak bardzo uczciwi i szanują swoją pracę, więc raczej nie spotkacie się z chęcią oszustwa. Na wszelki wypadek warto spytać...
Stąd już bardzo blisko do czwartego świętego miasta islamu - Kairouan, po Mekce, Medynie i Jerozolimie. Znajduje się tam najstarszy, ogromny meczet, kształtem przypominający ogromną twierdzę. Moja znajomość z przedstawicielem lokalnego biura turystycznego zaowocowała prywatną wycieczką do Kairuanu. Samochodem z Monastiru pokonaliśmy drogę w około godzinę. Wstęp na dziedziniec jest bezpłatny, do sal modlitewnych mają wstęp tylko muzułmanie.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałam nawoływanie muezina do modlitwy w meczecie, miałam gęsią skórkę.
W tym samym czasie głos rozległ się z wielu minaretów i wtedy poczułam prawdziwie arabski klimat.
Jak pewnie wiecie, każdy muzułmanin musi odbyć modlitwę, zwaną salat, pięć razy dziennie. Przed świtem, w południe, po południu, po zachodzie słońca i wieczorem. O samej religii też napiszę coś nie coś:)
W tym samym czasie głos rozległ się z wielu minaretów i wtedy poczułam prawdziwie arabski klimat.
Jak pewnie wiecie, każdy muzułmanin musi odbyć modlitwę, zwaną salat, pięć razy dziennie. Przed świtem, w południe, po południu, po zachodzie słońca i wieczorem. O samej religii też napiszę coś nie coś:)
zdjęcie meczetu zrobione z dachu sklepu z dywanami |
Po powrocie do hotelu czas spędziłam z innymi Polakami na wieczornych "animacjach". Zatrzymałam się w hotelu Saadia Garden 3* i jak na ten standard w Tunezji byłam bardzo zadowolona, pokoje bardzo skromne, ale jedzenie smaczne i duży wybór. Hotel dla osób, które tak jak ja zamierzają dużo zwiedzać i nie mają wielkich wymagań co do samego zakwaterowania. Ładny, duży ogród z basenem, plaża spacerkiem 10 min.
Następnego dnia trochę poleżałam przy basenie, jak na tą porę roku słońce było całkiem mocne. Można było się opalać, ale na kąpiel było jeszcze za wcześnie. Choć odważnych nie brakowało. I tak na błogim lenistwie upłynął mi kolejny dzień.
Czwartego dnia wyruszyłam do Sousse, miałam zarezerwowany hotel Marhaba Beach 4*. Muszę powiedzieć, że po 3* standardzie byłam bardzo miło zaskoczona. Pokoik naprawdę ładny i czyściutki, hotel położony jest przy samej plaży, plaża szeroka i piaszczysta, do miasta można dojść spacerkiem lub dojechać taksówką. Ja wybrałam się na spacer zaraz po zakwaterowaniu. Miasto Sousse bardzo dużo, trzecie co do wielkości miasto w Tunezji. Jest tam bardzo długa promenada nadmorska oraz przepiękna medyna wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Trzeba jednak uważać na naciągaczy, których przy samej medynie jest bardzo dużo. Samo przejście przez medynę też wymaga dużej cierpliwości i twardości. Każdy ma coś do powiedzenia, każdy chce zachęcić do zakupu, powiedziałabym, że bywają nawet mocno nachalni. To jednak część ich kultury, handel i targowanie nierozłączni towarzysze.
mury medyny w Sousse |
Wieczorem zostałam zaproszona do irish pubu. Ja, mój znajomy i przyjaciele mojego znajomego pojechaliśmy do Port El Kantaui. Bardzo przyjemny pub blisko mariny, naprawdę smaczne jedzenie i serwują tam dużą miskę prażynek i orzeszków do zamówionego piwa :) Mimo, że jest to irlandzki pub można tam spróbować naprawdę smacznego brika tunezyjskiego. Jest to rodzaj pieroga, zrobionego z bardzo cienkiego i chrupiącego po upieczeniu ciasta. W środku nadziewany farszem. Ja próbowałam z tuńczykiem i dodatkami, a zwieńczeniem tego dania jest wbite jajko tuż przed smażeniem i serwowane jest na wpół surowe. Bardzo mi smakowało :) Polecam!!!
Przy okazji zobaczyłam marinę w Port el Kantaoui. Miejsce na wieczorne spacery, bardzo bezpieczne. Liczne sympatyczne kawiarenki tuż przy małym porcie i sklepiki z pamiątkami. Spróbowałam prażonych orzeszków, które jeszcze ciepłe można było kupić na ulicy. Orzeszki w karmelu.
Następnego dnia, znowu opalenie i spacery długą plażą, Strefa hotelowa ciągnie się tu wzdłuż plaży na długości kilku dobrych kilometrów. Na tyle mi starczyło sił. Z powrotem do hotelu wróciłam już główną drogą. Rejon Sousse jest bardzo dobrze rozwinięty, dobre drogi, wzdłuż wysadzane palmami chodniki do spacerów, wzdłuż mnóstwo sklepów, kawiarenek i restauracji. Jako "samotną" kobietę w Tunezji nie ominęły mnie zaczepki na ulicy ze strony bardzo otwartych i bezpośrednich Tunezyjczyków. Kiedy się spaceruje samodzielnie, chodzi mi o kobiety, lepiej ubrać się zasłaniając pewne części ciała, krótka spódniczka niepotrzebnie zwraca uwagę.
Postanowiłam wybrać się na wycieczkę do słynnego rzymskiego amfiteatru El Jem. Jest to najbardziej zachowana rzymska budowla w Afryce. Wpisany na listę UNESCO. Powstanie datuje się na
III w. n.e. Trzeci co do wielkości amfiteatr na świecie.
Po kilku dniach spędzonych w Sousse pojechałam do Tunisu na kilka dni. Miałam zarezerwowany hotel w Gammarth. Bardzo blisko Tunisu, głównie miejsce wypoczynkowe dla Tunezyjczyków, było tam sporo Brytyjczyków, Francuzów, ale nie spotkałam żadnego Polaka. Stąd taksówką do Tunisu można było się dostać w 30 min. Szczerze, oprócz pięknej plaży i bliskości stolicy kraju, oraz Kartaginy, rejon nadmorski słabo rozwinięty, oprócz hoteli, nie było tam turystycznej infrastruktury.
Wybrałam się na spacer po tej pięknej i pustej plaży, sądząc, że podobnie jak w Sousse plaża zaprowadzi mnie do jakiejś cywilizacji, a konkretnie do sklepu z wodą mineralną. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po przejściu 2 km nie trafiłam na inne zabudowania. Mój hotel był na końcu strefy turystycznej :)
Doszłam natomiast do zupełnie opustoszałego domostwa, gdzie psy leniwie wylegiwały się na ulicy, a mieszkańców nie było prawie w ogóle. Wspomnę jeszcze, że byłam ubrana w czerwone, krótkie spodenki i bluzeczkę na ramiączkach, dzień był wyjątkowo ciepły...mnie zrobiło się równie gorąco, kiedy znalazłam się w tym miejscu, a nieliczni mieszkańcy patrzyli na mnie jak na małpkę w Zoo. Nie było mi do śmiechu...
Tunis - połączenie orientu z nowoczesnością. Z jednej strony średniowieczna, ogromna medyna w sercu miasta, a z drugiej bogate dzielnice i nowoczesne budynki. Metropolia na miarę stolicy. Ten koloryt i różnorodność sprawia, że Tunis ma niezwykły klimat. Mieszanka architektoniczna, secesyjne budynki na głównej arterii miasta, alei Habib Borguibby, która ciągnie się od samej mediny, niezwykły klimat panujący na uliczkach mediny. Wreszcie muzeum Bardo, w którym można podziwiać świetnie zachowane rzymskie mozaiki, zabytki prehistoryczne i punickie oraz wczesnochrześcijańskie.
Kolejne dni upływały na zwiedzaniu okolic Tunisu. Z moim znajomym, który pracuje w Biurze Podróży w Tunisie wybrałam się do miasteczka biało - niebieskich domków Sidi Bou Said. To jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc Tunezji. Biel ścian i błękit drzwi i okiennic sprawiają, że nazywane jest małym "Santorini". Na szczycie wzniesienia znajduje się urocza kawiarenka, z której rozpościera się cudowny widok. Na kamiennych, białych siedziskach ułożone są kolorowe poduszki, nadaje to temu miejscu prawdziwie mauretański klimat. Kawa w tym miejscu to jednak jedna z droższych jaką miałam okazję spróbować, ale mimo tego, warto, dla samych widoków. Ze wzgórza, na którym leży to malutkie miasteczko, widać port i malowniczą marinę.
Wieczorem zostałam zaproszona do domu tunezyjskiego. Zjedliśmy wspólnie kolację, napiliśmy się tunezyjskiego wina i pogawędziliśmy o sytuacji kobiet w Tunezji. Okazuje się, że to kraj arabski, gdzie kobiety mają najwięcej swobody i praw niż w pozostałych krajach arabskich. Tunezja wprowadziła zakaz wielożeństwa. Kobiety uczą się, studiują, pracują, prowadzą własną działalność, są na swój sposób bardzo europejskie. Przechadzając się ulicami Tunisu, można zauważyć, że niewiele z nich nosi hidżab, chustkę zasłaniającą głowę i szyję. Takich, które zasłaniają całą twarz spotkałam bardzo mało. Tak naprawdę wyzwolenie kobiet zależy od rejonów, są też takie, gdzie wciąż tradycja jest mocno zakorzeniona. Poznałam Tunezyjczyków, którzy nie modlą się 5 razy dziennie, piją alkohol i nie obchodzą Ramadanu i wcale nie są wyklęci. Oczywiście wszystko zależy od religijności, wykształcenia i statusu społecznego. Ja miałam okazję poznać rodowitych mieszkańców, którzy mieszkają w stolicy, w eleganckich dzielnicach, mają dobrą pracę i wykształcenie. Dobrą - nie zawsze oznacza - dobrze płatną, bo zarobki są tam znacznie mniejsze niż w Europie, nawet w Polsce...ale relatywnie tańsze jest życie, jedzenie, mieszkanie, benzyna, itd...
Obyczaje tunezyjskie mocno związane są z religią, 98% społeczeństwa to muzułmanie. Mieszkańcy są bardzo otwarci i przyjaźni. W strefie turystycznej panują normy bardziej europejskie. Tunezyjczycy akceptują nasze obyczaje, ale już poza hotelem turyści powinni uszanować miejscowe zwyczaje, czyli kobiety powinny ubierać się mniej skąpo wybierając się w głąb kraju. Nie należy wchodzić do meczetu podczas modlitw, a na ulicy nie powinno się zbytnio okazywać czułości. To co można zauważyć na ulicach Tunezji, to trzymających się za ręce mężczyzn, witających się uściskiem, przytuleniem, a nawet pocałunkiem. Jest to naturalne przywitanie się, natomiast przytulającej się pary damsko-męskiej raczej się nie zobaczy. Takie panują tam zwyczaje. Kobieta z mężczyzną, jeśli nie posiadają ślubu nie powinni trzymać się za ręce na ulicy. Mimo wpływom europejskim wciąż panują tam tradycyjne zasady. Mężczyznę najczęściej, jeśli nie pracuje, można spotkać w kawiarni, w której spotykają się tylko mężczyźni, by zapalić, pograć w karty i porozmawiać. Są oczywiście kawiarnie, gdzie jest towarzystwo mieszane. Mile widziane są napiwki, targowanie się jest narodowym rytuałem, a podczas Ramadanu, wielkiego postu, trwającego ok. miesiąca, nie należy jeść i pić na ulicy.
Moja podróż dobiegła końca. Muszę wrócić do Sousse do poprzedniego hotelu i stamtąd autobusem na lotnisko. Z Tunisu do Sousse dostałam się transportem zwanym luagge (luaż), bus dla maksymalnie 8 osób. Stacje zwykle znajdują się na obrzeżach miast, gdzie liczne busy odjeżdżają w różnych kierunkach. Na każdym z nich znajduje się tabliczka z miastem docelowym, a w budce na dworcu trzeba zaopatrzyć się w bilet. Kiedy już znalazłam właściwy bus, zajęłam miejsce w środku czekając, aż zbierze się komplet. W zależności od pory dnia, można czekać nawet ok. godziny, ale zwykle szybko napełniają się kolejne busiki. Ja czekałam ok. 30 min w godzinach rannych. Zaznaczę, że podróż odbywa się głównie w towarzystwie lokalnych mieszkańców. Jechałam ok. 2 godzin, kierowca pędził dość szybko. Dojeżdżając do celu informuje o kolejnych przystankach. Wysiadłam na dworcu w Sousse, a stamtąd taksówką do hotelu. Zarówno kierowca busa, jak i taksówki byli bardzo uprzejmi i pomocni.
Został mi już tylko dzień pobytu...
Jeszcze tylko popołudniowy spacer po Sousse, ostatnie zakupy i w drogę. Zaopatrzyłam się w ciasto na brika, można je kupić w większości sklepów spożywczych, sprzedawane jest w paczkach po ok. 10 sztuk. Nie zabrakło też kaszki kuskus, kilogramowe opakowanie kosztuje w przeliczeniu na złotówki ok. 1 zł - naprawdę tanio w porównaniu z cenami kaszki w Polsce. Oczywiście pamiątki, prezenty, które otrzymałam od moich tunezyjskich przyjaciół w postaci szali i ceramiki.
Achraf i jego żona w irlandzkim pubie |
Następnego dnia, znowu opalenie i spacery długą plażą, Strefa hotelowa ciągnie się tu wzdłuż plaży na długości kilku dobrych kilometrów. Na tyle mi starczyło sił. Z powrotem do hotelu wróciłam już główną drogą. Rejon Sousse jest bardzo dobrze rozwinięty, dobre drogi, wzdłuż wysadzane palmami chodniki do spacerów, wzdłuż mnóstwo sklepów, kawiarenek i restauracji. Jako "samotną" kobietę w Tunezji nie ominęły mnie zaczepki na ulicy ze strony bardzo otwartych i bezpośrednich Tunezyjczyków. Kiedy się spaceruje samodzielnie, chodzi mi o kobiety, lepiej ubrać się zasłaniając pewne części ciała, krótka spódniczka niepotrzebnie zwraca uwagę.
Postanowiłam wybrać się na wycieczkę do słynnego rzymskiego amfiteatru El Jem. Jest to najbardziej zachowana rzymska budowla w Afryce. Wpisany na listę UNESCO. Powstanie datuje się na
III w. n.e. Trzeci co do wielkości amfiteatr na świecie.
Po kilku dniach spędzonych w Sousse pojechałam do Tunisu na kilka dni. Miałam zarezerwowany hotel w Gammarth. Bardzo blisko Tunisu, głównie miejsce wypoczynkowe dla Tunezyjczyków, było tam sporo Brytyjczyków, Francuzów, ale nie spotkałam żadnego Polaka. Stąd taksówką do Tunisu można było się dostać w 30 min. Szczerze, oprócz pięknej plaży i bliskości stolicy kraju, oraz Kartaginy, rejon nadmorski słabo rozwinięty, oprócz hoteli, nie było tam turystycznej infrastruktury.
plaża w Gammarth |
Wybrałam się na spacer po tej pięknej i pustej plaży, sądząc, że podobnie jak w Sousse plaża zaprowadzi mnie do jakiejś cywilizacji, a konkretnie do sklepu z wodą mineralną. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po przejściu 2 km nie trafiłam na inne zabudowania. Mój hotel był na końcu strefy turystycznej :)
Doszłam natomiast do zupełnie opustoszałego domostwa, gdzie psy leniwie wylegiwały się na ulicy, a mieszkańców nie było prawie w ogóle. Wspomnę jeszcze, że byłam ubrana w czerwone, krótkie spodenki i bluzeczkę na ramiączkach, dzień był wyjątkowo ciepły...mnie zrobiło się równie gorąco, kiedy znalazłam się w tym miejscu, a nieliczni mieszkańcy patrzyli na mnie jak na małpkę w Zoo. Nie było mi do śmiechu...
miejsce, do którego dotarłam:) |
Tunis - połączenie orientu z nowoczesnością. Z jednej strony średniowieczna, ogromna medyna w sercu miasta, a z drugiej bogate dzielnice i nowoczesne budynki. Metropolia na miarę stolicy. Ten koloryt i różnorodność sprawia, że Tunis ma niezwykły klimat. Mieszanka architektoniczna, secesyjne budynki na głównej arterii miasta, alei Habib Borguibby, która ciągnie się od samej mediny, niezwykły klimat panujący na uliczkach mediny. Wreszcie muzeum Bardo, w którym można podziwiać świetnie zachowane rzymskie mozaiki, zabytki prehistoryczne i punickie oraz wczesnochrześcijańskie.
medina w Tunisie |
katolicki akcent w centrum Tunisu |
w tle meczet Zitouna - Drzewa Oliwkowego w centrum mediny |
muzeum Bardo |
Kolejne dni upływały na zwiedzaniu okolic Tunisu. Z moim znajomym, który pracuje w Biurze Podróży w Tunisie wybrałam się do miasteczka biało - niebieskich domków Sidi Bou Said. To jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc Tunezji. Biel ścian i błękit drzwi i okiennic sprawiają, że nazywane jest małym "Santorini". Na szczycie wzniesienia znajduje się urocza kawiarenka, z której rozpościera się cudowny widok. Na kamiennych, białych siedziskach ułożone są kolorowe poduszki, nadaje to temu miejscu prawdziwie mauretański klimat. Kawa w tym miejscu to jednak jedna z droższych jaką miałam okazję spróbować, ale mimo tego, warto, dla samych widoków. Ze wzgórza, na którym leży to malutkie miasteczko, widać port i malowniczą marinę.
Wieczorem zostałam zaproszona do domu tunezyjskiego. Zjedliśmy wspólnie kolację, napiliśmy się tunezyjskiego wina i pogawędziliśmy o sytuacji kobiet w Tunezji. Okazuje się, że to kraj arabski, gdzie kobiety mają najwięcej swobody i praw niż w pozostałych krajach arabskich. Tunezja wprowadziła zakaz wielożeństwa. Kobiety uczą się, studiują, pracują, prowadzą własną działalność, są na swój sposób bardzo europejskie. Przechadzając się ulicami Tunisu, można zauważyć, że niewiele z nich nosi hidżab, chustkę zasłaniającą głowę i szyję. Takich, które zasłaniają całą twarz spotkałam bardzo mało. Tak naprawdę wyzwolenie kobiet zależy od rejonów, są też takie, gdzie wciąż tradycja jest mocno zakorzeniona. Poznałam Tunezyjczyków, którzy nie modlą się 5 razy dziennie, piją alkohol i nie obchodzą Ramadanu i wcale nie są wyklęci. Oczywiście wszystko zależy od religijności, wykształcenia i statusu społecznego. Ja miałam okazję poznać rodowitych mieszkańców, którzy mieszkają w stolicy, w eleganckich dzielnicach, mają dobrą pracę i wykształcenie. Dobrą - nie zawsze oznacza - dobrze płatną, bo zarobki są tam znacznie mniejsze niż w Europie, nawet w Polsce...ale relatywnie tańsze jest życie, jedzenie, mieszkanie, benzyna, itd...
Obyczaje tunezyjskie mocno związane są z religią, 98% społeczeństwa to muzułmanie. Mieszkańcy są bardzo otwarci i przyjaźni. W strefie turystycznej panują normy bardziej europejskie. Tunezyjczycy akceptują nasze obyczaje, ale już poza hotelem turyści powinni uszanować miejscowe zwyczaje, czyli kobiety powinny ubierać się mniej skąpo wybierając się w głąb kraju. Nie należy wchodzić do meczetu podczas modlitw, a na ulicy nie powinno się zbytnio okazywać czułości. To co można zauważyć na ulicach Tunezji, to trzymających się za ręce mężczyzn, witających się uściskiem, przytuleniem, a nawet pocałunkiem. Jest to naturalne przywitanie się, natomiast przytulającej się pary damsko-męskiej raczej się nie zobaczy. Takie panują tam zwyczaje. Kobieta z mężczyzną, jeśli nie posiadają ślubu nie powinni trzymać się za ręce na ulicy. Mimo wpływom europejskim wciąż panują tam tradycyjne zasady. Mężczyznę najczęściej, jeśli nie pracuje, można spotkać w kawiarni, w której spotykają się tylko mężczyźni, by zapalić, pograć w karty i porozmawiać. Są oczywiście kawiarnie, gdzie jest towarzystwo mieszane. Mile widziane są napiwki, targowanie się jest narodowym rytuałem, a podczas Ramadanu, wielkiego postu, trwającego ok. miesiąca, nie należy jeść i pić na ulicy.
Moja podróż dobiegła końca. Muszę wrócić do Sousse do poprzedniego hotelu i stamtąd autobusem na lotnisko. Z Tunisu do Sousse dostałam się transportem zwanym luagge (luaż), bus dla maksymalnie 8 osób. Stacje zwykle znajdują się na obrzeżach miast, gdzie liczne busy odjeżdżają w różnych kierunkach. Na każdym z nich znajduje się tabliczka z miastem docelowym, a w budce na dworcu trzeba zaopatrzyć się w bilet. Kiedy już znalazłam właściwy bus, zajęłam miejsce w środku czekając, aż zbierze się komplet. W zależności od pory dnia, można czekać nawet ok. godziny, ale zwykle szybko napełniają się kolejne busiki. Ja czekałam ok. 30 min w godzinach rannych. Zaznaczę, że podróż odbywa się głównie w towarzystwie lokalnych mieszkańców. Jechałam ok. 2 godzin, kierowca pędził dość szybko. Dojeżdżając do celu informuje o kolejnych przystankach. Wysiadłam na dworcu w Sousse, a stamtąd taksówką do hotelu. Zarówno kierowca busa, jak i taksówki byli bardzo uprzejmi i pomocni.
Został mi już tylko dzień pobytu...
Jeszcze tylko popołudniowy spacer po Sousse, ostatnie zakupy i w drogę. Zaopatrzyłam się w ciasto na brika, można je kupić w większości sklepów spożywczych, sprzedawane jest w paczkach po ok. 10 sztuk. Nie zabrakło też kaszki kuskus, kilogramowe opakowanie kosztuje w przeliczeniu na złotówki ok. 1 zł - naprawdę tanio w porównaniu z cenami kaszki w Polsce. Oczywiście pamiątki, prezenty, które otrzymałam od moich tunezyjskich przyjaciół w postaci szali i ceramiki.
plaża w Sousse |
Komentarze
Prześlij komentarz